"Konie" to nie tylko obiegowa nazwa szkoły, ale i jej uczniów. Nie dziwi więc, że uczestnicy zjazdu zwracali się do siebie per "stary Koniu" i życzyli sobie końskiego zdrowia. Najstarsi, obecni na zjeździe absolwenci , maturę zdawali w 1954 roku. Wtedy szkoła mieściła się jeszcze w budynku "pod zegarem", dziś zajmowanym przez SP nr 2. Potem cieszyła się pięknym obiektem przy ul. Staszica, a szkolne warsztaty były powodem do dumy dla uczniów i nauczycieli. Dziś w miejscu warsztatów stoi supermarket, a zamiast "Koni" jest CKZiU. Zmieniły się też zupełnie profile kształcenia. Zamiast mechanizatorów rolnictwa kształci się teraz mechatroników i logistyków. Podczas zjazdu, absolwenci z łezką w oku wspominali lata spędzone w szkole i nauczycieli, którzy przyszłym mechanizatorom rolnictwa potrafili zaszczepić miłość do literatury czy malarstwa. Odsłonięto też tablicę pamiątkową poświęconą Marianowi Laurentowiczowi, człowiekowi, który zaliczył w "Koniach" wszystkie szczeble kariery, od ucznia do dyrektora i organizatora zjazdów absolwentów. Dziś szkoła mieści się przy ulicy Jóżefa Wiącka, dowódcy oddziału AK Jędrusie, w latach okupacji działającego w świętokrzyskiem. Józef Wiącek po wojnie trafił do Kwidzyna, gdzie objął funkcję dyrektora gospodarstwa pomocniczego PTMR w Oborach. Wśród absolwentów "Koni" znalazł się taki, który porucznika Sowę widywał jeszcze w czasie wojny, kiedy ten prowadził swój oddział na akcję.
Absolwentów szkoły pytamy o ich wspomnienia z lat tam spędzonych, o ich końskie żarty i końskie zaloty oraz o to, jaką rolę w ich życiu odegrały praktyczne umiejętności zdobyte w technikum mechanizacji rolnictwa. Łza w oku się kręci...
Komentarze