- Nie namawiamy do protestowania przeciw reformie, chcemy tylko, aby rządzący dali narodowi szansę wypowiedzenia się w tej sprawie - powiedział nam Piotr Widz, który był jedną z osób zbierających podpisy.
- Przy okazji chcemy zwrócić uwagę mieszkańców na skutki reformy, które zostały przykryte przez głośną dyskusję o likwidacji gimnazjów. Fatalna, krytykowana przez środowiska akademickie podstawa programowa, skrócenie o rok czasu nauki obowiązkowej i sprawa, która będzie nie tylko dokuczliwa dla rodziców, ale przede wszystkim bardzo przykra dla dzieci, czyli obowiązkowe przenosiny do szkoły zgodnej z rejonem.
Piotr Widz sam jest ojcem dziecka, które we wrześniu zaczęło naukę w klasie czwartej , zmieniając wychowawcę, z którym było związane przez trzy lata edukacji wczesnoszkolnej. Od września 2017 roku, podobnie jak dziesiątki innych rodziców, zmuszony będzie przenieść swoją córkę do innej szkoły, aby zapewnić wystarczającą ilość uczniów w każdej z nich. Podczas akcji zbierania podpisów występował więc bardziej jako ojciec niż lokalny polityk. Zbieranie podpisów jednak wcale nie szło gładko. Sporo osób odmówiło im poparcia wniosku o referendum, twierdząc, że z powodu braku potomstwa sprawa ich nie dotyczy. Zdarzały się też osoby, które nie tylko twierdziły, że są za reformą, ale wręcz próbowały przekonywać zbierających podpisy o jej zasadności. Widzieliśmy starszego pana, który przyznał, że nie zna szczegółów reformy, ale wie, że jest potrzebna i jest przekonany o tym, że Polacy nowe rozwiązania w obszarze edukacji popierają. Trafiały się też osoby, które dopiero po tym, gdy dowiedziały się, że będą zmuszone do przenoszenia swoich dzieci do innej szkoły, zdecydowały się podpisać listę.
Przez trwająca godzinę akcję, udało się zebrać 40 podpisów, ale jej uczestnicy zapewniają, że do końca marca osiągną dużo lepsze wyniki. Podpisy zbiera też Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz inne organizacje społeczne i polityczne. Szef pomorskich struktur SLD Jerzy Śnieg, bardzo mocno zaangażowany w akcję , zapewnia, że liczba podpisów zebranych przez jego ludzi idzie już teraz w tysiące. Ile uda się zebrać w skali kraju nie wiadomo. Podobno już teraz jest ich 150 tysięcy, ale każda liczba może okazać się za mała, jeżeli rząd nie zechce do referendum dopuścić. Zwolennicy referendum jednak się nie zniechęcają i przypominają, że ten rząd i legitymizująca jego działanie większość parlamentarna obiecywała z pokorą wsłuchiwać się w głos suwerena.
O powodach uczestnictwa w akcji, szerzej nieznanych skutkach reformy oświaty oraz o jej jasnych punktach rozmawialiśmy z Piotrem Widzem
Komentarze